wtorek, 4 grudnia 2012

9. Dół?

Drogi A.
         Wzięło mi się na rozmyślanie. Kiedyś myślałam sobie, że chondromalacja rzepki, to nic złego, przecież z tym się żyje, jakoś to będzie. Rzeczywiście, ale w wieku 19 już choruję. Kolano jak boli, tak bolało, może trochę przestało, ale wraz nie jest już to samo, co kiedyś. Za każdym razem boję się, że wystarczy jeden nieprzewidziany, nieprzemyślany krok, a skończę swoje wybryki. Będą mnie czekały kolejne operacje, kolejne zabiegi, kolejne cierpienia. Wykończę się i ja i moja rodzina również. Kurcze, pomyśl. 4 razy do roku dostawać zastrzyki w kolano za 700 zł, żeby tylko nie bolało, bo mój stan jest już nie uleczalny i może tylko się pogłębić. Nigdy nie nazbieram tyle kasy, tym bardziej nie powiem o tym rodzicom. I tak jest ciężko, a przez to może być jeszcze gorzej. Wiem, że jeżeli byłaby taka potrzeba, to zrobiliby wszystko, żeby mi to opłacić, ale nie chcę. Chcę to sama jakoś załatwić, nie chcę żeby się tym przejmowali, żeby (szczególnie mama) normalnie spali w nocy. Za kilka lat będę miała chorobę zwyrodnieniową w kolanie - to pewne. I gdzie moje spełnianie się w zawodzie? Gdzie moja radość z tego, że robię to, co lubię? Nie ma. Nie wiem czy będzie. Jestem przygnębiona, przybita. Jest mi źle. Musze o tym z kimś pogadać, Ty o tym wiesz, ale nie poradzisz mi raczej. Wierzę, że jesteś ze mną, ale to tyle. Chciałabym, żebyś się do mnie odezwał, porozmawiał ze mną, powiedział coś, co będę w stanie przyjąć do siebie i nie będzie mi źle. 
        Dziewczyny są chore. Jutro jadę je odwiedzić, namówić J. żeby jadła, bo podobno nic nie chce. Dziewczyna też pełna wigoru, a chora. Może to nic poważnego, ale jednak. Nienawidzę tego, że ludzie, którzy są zawsze pełni werwy, pozytywnych wibracji, nagle zmieniają się w melancholijnego cyborga, bo coś im jest. Ale taka sama byłam, jak byłam młoda. co dwa tygodnie jeździłam do lekarza, bo miałam zapalenie oskrzeli. I co dwa tygodnie w Warszawie u lekarza. 
        Chce mi się płakać. Tak po prostu. Chyba dawno nie płakałam. Muszę to wylać komuś, bo mnie zaraz coś weźmie. Już chyba wiem komu. Ale to po  tym, jak napiszę do Ciebie.
        Szykuję się na zawody gimnastyczne. Tak, znowu, chociaż nie wiem czy dam radę w ogóle wystartować. Jestem starsza względem zawodniczek startujących, aczkolwiek może się to udać, bo technika są czteroletnie (niektóre oczywiście). Więc w jakiś sposób ja się łapię, ponadto jestem uczennica tej szkoły, która startuje, ale nie wiem czy mnie dopuszczą. Jeżeli nie, to trudno, będę chociaż miała satysfakcję z tego, że pomogłam dziewczynom przygotować się. Jeśli tak, to postaram się, by nikt nie odebrał mi tytuły mistrzyni powiatu. Trzeba pokazać klasę, co nie?;) 
        Kończę wiec, jutro mam rehabilitację, muszę się naszykować, spakować, nastawić i oczywiście napisać. Dobrze wiesz oczywiście do kogo. Pa!

A jakie w tym roku będą święta?

czwartek, 29 listopada 2012

8. Jak śliwka w kompot!

Drogi A.
          Dawno nie pisałam. Ok, przepraszam. Ale to co się dzieje, nadaje teraz memu życiu takiego tempa, jak nigdy! Tak jakby rozchorowałam się. No niby nic w tym szczególnego, ale dzieje się coś we mnie, oj dzieje :) Ale o tym później.
          Dziś nie było anatomii i ostatnią lekcją jaka była, to Fizjoterapia. WF też gdzieś uciekł w zapomnienie.
          Nie wiem czy dokończę ten list, bo mnie rozrywają dzisiaj na fb :D Pisze go już ze dwie godziny i napisać nie mogę. Więc może przejdę do meritum sprawy. Jest ktoś. W końcu starszy, ale nie chcę zapeszać. Niech to na razie zostanie tak, jak jest teraz. Ja narzucać się nie będę, dobrze o tym wiemy:) 
          Kończę, wyjeżdżamy jutro do Warszawy na zlot wolontariatów. Może poznam jakiegoś fajnego wolontariusza? :) Zobaczymy :) Trzymaj się i trzymaj za mnie kciuki!


Hej bystra woda!

piątek, 23 listopada 2012

7. Powrót do siebie

Drogi A. 
         Wracam jako prawdziwa ja. Chyba w końcu nadszedł ten czas, by zapomnieć o wszystkim co było i żyć przyszłościowo. Wiem, że chce zawsze o Tobie pamiętać, wiem, że chcę mieć już zawsze takich przyjaciół jakich mam obecnie, wiem, że chce nadal udzielać się w parafii jako członkini B.Ś. i jako wolontariuszka, że chcę pomagać zawsze już ludziom w pokonaniu ich choroby, tej fizycznej jak i psychicznej. Po prostu teraz to wiem :)
         Zaczynam z powrotem wariować na przerwach, lekcjach, spotkaniach, po prostu zaczynam zachowywać się na mój sposób normalnie. Czy do szczęścia jest mi potrzebny jakiś mężczyzna? Jeżeli będzie mi jakiś przeznaczony, to pewnie tak, ale w chwili obecnej muszę liczyć na siebie. Widać moje motto na najbliższy czas "Umiesz liczyć, licz na siebie". Uważam, że to jest dobre rozwiązanie (nie licząc przyjaciół, bo wiem, że Ci zawsze mi dopomogą, Ciebie z góry też). 
          Byłam dzisiaj u Ciebie. Co prawda nie sama, bo z K. i H., ale byłam, jak obiecałam. Jakiś większych problemów nie robili, że chciałam iść. Po prostu poszli. Co do H. miej go pod swoją opieką. Boję się, co jeszcze może nawywijać, a oboje dobrze wiemy, ze może i to dużo. Widzę, że coraz bardziej zaciera mu się granica między złem, a dobrem, lecz wierzę w to, że w jakiś sposób pomożesz mu. No komu, jak komu, ale jemu powinieneś. 
           Zakochałam się. Mój mężczyzna wie wszystko o anatomii! Potrafi mi pokazać do ma w sobie człowiek, jakie mięśnie, nerwy, żyły, tętnice, więzadła, kości, organy i inne mniej znaczące rzeczy. Jest po prostu genialny. Tak wiem. Napisałam wcześniej, że jestem samowystarczalna. Tak, świadomie go wtedy pominęłam, a teraz wywołuję. Mój E. to atlas anatomiczny. Tak, zakochałam się w atlasie, a nie w żywym człowieku, bez obaw. Może palma nie odbije mi na jego punkcie zbyt szybko, choć wiem, że zaczynam już trochę przesadzać. Ale oj tam;)
           Co do zakochania. Nie, nadal podtrzymuję wersję, że zakochana nie jestem, a przynajmniej wiem, ze być nie mogę, że to definitywnie skończone. Powiem szczerze, że czasem to boli, czasem wspomnienia wracają, ale po takim czasie każdemu by wróciły jakkolwiek by się nie działo i jakkolwiek byśmy nie byli źli na tą osobę. Przechodzi, więc jest ok. Zastanawiam się na jak długo, ale mam nadzieję, że już na zawsze. Pisałam Ci już, że zakochana nie jestem, ale ktoś mi się podoba. Owszem. Czy coś z tego będzie? Nie mam pojęcia w każdym bądź razie ja wyrywać się do związku nie będę. Jeżeli coś się będzie działo, to będzie to z męskiej strony. Mam nadzieje, że już zawsze. Teraz trzeba tylko robić wszystko, by zapamiętał na tydzień, by potem tylko oczekiwał na następne spotkanie z niecierpliwością. Czy się uda, nie mam pojęcia. Będę się starała, by zapamiętał mnie jak najlepiej. Co z tego, że jest trochę starszy? Wiek nie ma znaczenia i tu nie gra roli. To znaczy, być może okaże się, że z jego strony będą może jakieś przemyślenia na ten temat i, że będzie to w jakiś sposób "przeszkoda", ale nie takie rzeczy się robiło, prawda? ;)
           Jutro przyjeżdżają znajomi z treningów. Taak, chyba tylko tego mi teraz trzeba. Rozmowy z p.P.! :) 
           Dobrze, ja się teraz żegnam, przeczytam rozdział u Ż. i idę w kimę. Przydałoby się trochę odpoczynku  przed rozpoczęciem tego tygodnia. Do zobaczenia w kolejnych rozdziałach Szkrabie!:)

Rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać.

czwartek, 22 listopada 2012

6. Uwielbiam tą robotę!

Drogi A.
          Zaczynam o Tobie zapominać. To złe działanie. Biorą górę wyrzuty sumienia, więc jutro przy jakiejś wolnej chwili wyskoczę do Ciebie i Cię odwiedzę. Obiecuję. Mam nadzieję, że to nie będą obiecanki cacanki, tylko przyjdę. Na prawdę, źle mi z tego powodu. 
          Jutro wolontariat. Czuję, że to będzie moje powołanie. Albowiem jest! Chodzę tam teraz z taką przyjemnością, jak nigdy. Wcześniej chodziłam, bo po prostu chodziłam. Potem szukałam wymówek, żeby tylko nie pokazywać się tam. Raz, że się nudziłam, a dwa wydawało mi się, że nie mam przez to żadnego czasu wolnego. A teraz? Chodzę już drugi tydzień i nie zamierzam jak na razie rezygnować. Wtedy "chodziłam" co piątek i tylko na wolontariat. Teraz chodzę co środa i piątek i czuję się spełniona. Nie mówię, że nie mam czas zajęty, ale jeżeli miałabym mieć ten czas zajęty tylko takimi sprawami, to byłabym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Dopiero teraz dostrzegłam, że do szczęścia jest mi potrzebna radość innych ludzi z tego, co ja im daję. Możesz się cieszyć razem ze mną, że jest mi tak dobrze, na prawdę:) Zawsze chciałam się czuć potrzebna, czułam się do tej pory jak liść miotający się na wietrze. Chciał mnie ktoś, ale tylko dlatego, że miał sprawę. Jak wszystko cichło, wyjaśniało się, ucichła też. Tu dopiero zaczynały się schody. "Nikt mnie nie chce", "Nigdy nie będę miała nikogo, kto mnie pokocha, kto będzie mnie potrzebował", "Czuję się beznadziejna, niepotrzebna", "nikt mnie nie kocha" etc. Teraz powoli wszystko się w tej sferze zmienia. Dzieciaki na prawdę potrzebują pomocy, a chodząc tam wiem, że w jakiś sposób im pomagam. No np. wczorajszy masaż. Ok, może K. jest za bardzo kochliwy jak dało się to zauważyć, ale np. zrobiłam już kilka technik na grzbiecie, co nie miałam nigdy okazji po prostu. Widziałam chłopca z tak pogłębioną skoliozą, że jego stan jest zaliczany tylko i wyłącznie do operacji. Naszym zadaniem jest tylko nauczyć go prawidłowo oddychać, bo przez krzywy kręgosłup, nie może sam tego robić dobrze. Jest mu ciężko złapać oddech, pomijając fakt, że przez to przechodzi ciągle jakieś infekcje. Nie mogę już powiedzieć o głębokim wdechu czy wydechu, bo to sprawa niemożliwa w tym stanie. 
          Tak, widać, że lubię to robić, skoro tyle się napisałam o tym, co nie? Na prawdę. Czuję się zadowolona, że jednak wybrałam ten profil, a nie inny, Czuję, że to będzie moje drugie życie. Co z judo? Hmm... Judo. Chyba rezygnuję do końca. Ok, jeżeli będzie potrzeba, ja się podejmę czy ćwiczeń czy pomocy w organizacji zawodów (8 grudnia 2012, sala w Janowie, zapraszam serdecznie:D). To już nie jest na pierwszym miejscu. Na pierwszym miejscu jest zdrowie. I tu pojawia się druga strona medalu. Kolano boli mnie już 3 dzień. Dobrze wiesz, jakie miałam z nim problemy. Może to zmiana pogody, bo jestem meteopatką, może jestem osłabiona, nie wiem. Zaczynam mieć znowu obawy, że coś się stanie. Ale. wiem, że Ty jesteś tuż obok i w razie potrzeby pomożesz mi :)
           Chciałam już kończyć, a zapomniałam Ci opowiedzieć o dzisiejszej pracowni! Zaliczyłam stopę na 5-, usnęłam na pracowni. Tak, na początku, biłam się z A. o łóżko, w końcu zrezygnowałam i poszłam na przeciwko, koło J. położyłam się, przykryłam ręcznikami, włożyłam pod głowę wałek. Zamknęłam oczy. Jedyne co pamiętam to, to, że coś mi się śniło i była tam L. Tyle. Przebudziłam się. Okazało się, ze A. też spała. Przyjechała do mnie na fotelu i stwierdziłyśmy, że jest zimno i poszłyśmy dalej się położyć. Przymknęłam oczy. Przekonywałam się, że i tak nie usnę, więc rozmyślałam. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam siedzącą M. z 2 gr.przy stole, grupkę niektórych ubranych już ludzi. Spojrzałam na zegarek. Moje przemyślenia tak się przedłużyły, ze straciłam wątek na 15 min.Nie wiem, jak mogłam do tego dopuścić, ale usnęłam. Znowu!
           To chyba tyle, na tyle. Będę już kończyć, muszę wydrukować jeszcze raz ściągi z zagadnień. Ciężko. Pa Szkrabie!:)

Nie tracę zmysłów, kiedy Cię zobaczę!

poniedziałek, 19 listopada 2012

5. szara rzeczywistość

Drogi A.
          Stało się. Dziękuje Ci za to, że pomogłeś mi dowiedzieć się, na czym tak na prawdę stoję. Teraz wiem to już na pewno. Poszukiwania czas zacząć! Drżyjcie niczego nieświadomi faceci :) Mam nadzieję, że i tym razem mi pomożesz i pomożesz mi wybrać tego jedynego, właściwego. Tak, wiem. Za długo zwlekałam z tym poszukiwaniem, były momenty, gdzie brałam się za siebie, mówiłam, że znajdę kogoś i tak było. Znalazłam, a że okazał się zwyczajnym dupkiem to już inna sprawa. Nie ważne. Nie można ciągle rozpamiętywać przeszłości, trzeba żyć tym, co jest teraz! Czasem, moje optymistyczne podejście do życia nadzwyczaj mnie zaskakuje, jak na przykład teraz, ale chyba o to w życiu chodzi, tak? :)
           Pochwalę Ci się. Dostałam dzisiaj 5 z fizjoterapii z pomiarów liniowych i obwodowych! Jakoś dobrze mi idą zaliczenia z praktyki, nie powiem, że nie, ale bardzo się cieszę i mam nadzieję, że nie zmieni się to do końca :) Na razie są podobno proste rzeczy, jak widać zresztą. W czwartek mamy zaliczać stopę. Trzeba będzie tylko ogarnąć nazwy technik, a wszystko samo się już jakoś ułoży. Praktycznie jestem dobra, gorzej z teorią, ale zawsze tak było. Z fizyki wolałam na sprawdzianie rozwiązywać zadania niż uczyć się regułek. Z matematyki zaś lepiej mi szło w zadaniach zamkniętych, niż w otwartych. Ale zostawmy liceum w tyle. Teraz ta szkoła się liczy i to, co jest teraz! ;) Kocham to co robię, przynajmniej jak na razie i powiem szczerze, że polubiłam anatomię! Ciekawe ile mi tego "lubienia" wystarczy i na jak długo.
           Jutro idę dopiero na 7 godzinę lekcyjną, wyobrażasz to sobie?! Ja nie. Mamy wieczornicę (nie pytaj mnie co to jest, bo ani ja nie wiem, a ni nikt inny z mojej klasy). A na ósmej, mamy mecz z farmaceutami w siatkówkę. Mam nadzieję, że zakwasów nie będę miała po porannym basenie, bo to będzie porażka. Ale ja sobie nie dam rady? Ja?! :) Choćbym miała na rozgrzewce przysiady robić z zakwaszonymi mięśniami, zrobię! Dobry basen z rana jest jak bita śmietana, więc żałować niczego nie mogę, tylko muszę wziąć się w garść i zagrać jak najlepiej będę potrafiła! 
           Nie ma u mnie nikogo w domu. Nie, nie szykuje się żadna domówka, przynajmniej z tego co mi wiadomo, to nie. Dzisiaj rozkminiałyśmy z Jowitą, ze przydałoby się zrobić jakąś imprezę "ostatkową". Wiem, że ostatki są za tydzień i wypadałoby zrobić za tydzień, ale nie wypali. Jedziemy na zjazd wolontariuszy 30 w piątek na Tamkę, więc jak będziemy na mszy za Ciebie, to byłoby dobrze. Jest opcja, że wyjedziemy w sobotę rano, ale jak bardzo rano? Nie mam pojęcia. Jeżeli się uda, to możemy pojechać z ks. L. Kiedy się uda, będę chyba najszczęśliwszą osobą pod słońcem! :) Brakuje mi go. Myślę, że nie tylko mi, ale też reszcie B.Ś. To był jednak człowiek, za którym nie można nie tęsknić. Każdy problem potrafił rozwiązać, każdy! Mam nadzieję, że nie będzie problemów, które będzie musiał pomóc nam rozwiązywać.
           Chyba powoli wracam do takiej prawdziwej siebie. To co było do tej pory, to było oszukane wracanie do siebie. A teraz? Teraz mam siniaki, których nie pamiętam, mam dziurę w stopie przez skakanie przez płot, poobijane nogi od siatkówki. Brakuje mi tylko do kolekcji treningów, ale to jest dla mnie za bardzo męczące, więc do tego racze nie wrócę. Choć u mnie wszystko jest możliwe, prawda? Ponadto staram się nie przeklinać, co mnie bardzo dziwi i raduje zarazem. Dziwi, bo było już na prawdę źle. Raduje, bo powiem szczerze, że jest mi z tym lżej i nie muszę się cały czas hamować. Oczywiście są sytuacje, które mnie to tego zmuszają, ale staram się panować nad swoimi emocjami i - co najważniejsze - udaje mi się to! Niby głupota, a tak cieszy, co nie? 
            Moja prababcia zwariowała. Codziennie mówi o śmierci, dowiedziałam się ostatnio od babci, że planuj mi oddać swój pierścionek jako najstarszej wnuczce. Pochlebia mi to, ale Babciu! Ty jeszcze mnie przeżyjesz, zobaczysz! Z dziadkiem odliczają już tylko dni, a ja się pytam po co? No po co?! Wiem, ze wiekiem są już starszymi ludźmi, ale to nie jest jeszcze czas na rozważanie o śmierci! Zresztą, mam nadzieję, że gdyby przyszedł na nich czas, dasz mi znać i pozwolisz się z nimi pożegnać. Kurcze, już mi się sączą łzy. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało życie bez nich obojga. Wiem, że nic nie trwa wiecznie i ich życie też będzie miało kres, ale oby to nie było za szybko. Obiecaj też mi, że jeżeli zdarzy się tak, że któregoś dnia ich zabraknie, to zaopiekujesz się nimi. Opowiesz im o moim "burzliwym" bądź co bądź życiu i o tym co się tu działo. Już czuję, ze będzie mi ich strasznie brakować. 
            Kurcze, to wszystko chyba przez ten chlor z basenu! To użalanie się nad sobą itd. A! Zapomniałabym o czymś równie ważnym! Zaczęłam praktyki w zakładzie w I. Taaak, teraz przekonana jestem, że muszę zrobić wszystko, żeby skończyć tę szkołę i robić coś dalej w tym kierunku. Może nie będę tak perfekcyjnie wykształcona jak moja wychowawczyni, ale chociaż trochę chcę mieć jej wiedzy. Dzieciaki są wspaniałe, mimo swojej choroby. Ale jak wiesz zawsze mnie ciągnęło do dzieci. Ludziom starszym też lubię pomagać, przekonałam się o tym w Przasnyszu. W jakimś sensie to też są duże dzieci, tylko niektórzy mają większe pampersy :) A co z dziećmi z I? Co środę mam zamiar je odwiedzać na zajęciach rehabilitacyjnych i z masażu (i pana rehabilitanta też ;>), a ponadto będę chodzić w piątki na wolontariat do dziewczynek :)
            No, myślę, że nadrobiłam ten czas chociaż trochę w skrócie. Polało się kilka łez, lecz cały czas pisałam ten list z uśmiechem na twarzy. Mam nadzieję, że Ten Tam na Górze, pozwoli Ci odebrać pocztę i przeczytasz to :) Nie powiem, że nie, ale liczę na jakąś wiadomość zwrotną, co się u Ciebie dzieje, jak Tam jest i podeślesz mi odpowiedzi do niektórych (nieświadomych nawet) pytań :) Tymczasem żegnam się już, muszę podenerwować się trochę z Jowitą, obejrzeć jutrzejszy odcinek Julki, naszykować się na jutro i obejrzeć odc. "Lekarzy". Do zobaczenia wkrótce w liście!:*


Kiedy miłość wzywa - idźcie za nią.

wtorek, 13 listopada 2012

4. wszystko na opak

Drogi A.
         Byłam w Przasnyszu. Wyjazd? Sam w sobie na pewno mnie zmienił, bądź jestem w trakcie zmiany. Praca w DPS-iu jest bardzo odpowiedzialna. Ale dzięki temu przeżyciu nauczyłam się pokory, zobaczyłam jak świat może być ciężki w podeszłym wieku, moje pozytywne podejście do życia stało się jeszcze bardziej pozytywne niż było i wiem teraz, że opieka nad takimi ludźmi jest bardzo uciążliwa. Dzięki temu też wiem, że kierunek jaki wybrałam, czyli masażysta połączony z rehabilitacją to moje drugie życie. Chcę pomagać ludziom bardziej niż kiedykolwiek. Czasami może być ciężko, czasami może być gorzej niż źle, ale wtedy trzeba pomyśleć o czymś przyjemnym i żyć dalej. Myślałam bardzo intensywnie o tym czy nie zostać zakonnicą. Wiem, to może być trudne do pomyślenia, że ja i zakon. Ale taka myśl przeleciała mi przez myśl. Dodam, że nie pierwszy raz już. Lecz w pewnym filmie usłyszałam, że żeby być służebnicą Boga, trzeba się zakochać. Jestem zakochana, ale nie w Jezusie. 
          Kończą się moje rozważania na ten temat a pojawiają inne, miłość między ludźmi tu, na Ziemi. Pierwsza prawdziwa miłość nadal zaprząta mi głowę. Kiedyś zapomniałam. Przyznaję się. Dopóki nie zostałam skrzywdzona przez M. Myślałam, że życie było piękniejsze Myślałam, że wszystko sobie ułożę, że nie będę musiała się o nic martwić, wszystko będzie w porządku, że z czasem przyjdzie to uczucie miłości. Tak przyszło. Może nie od razu i nie tak silne jak kiedyś do kogoś, ale cząstki były. Byłam szczęśliwa, więc w pewnym sensie jakoś zakochana. Ale, nie jest wart, żeby go wspominać. Miał swoją szansę. Po prostu.
          Miłość jest fajna, jeżeli jest odwzajemniona. I jeżeli o tym wiesz, że tak jest. L. powiedziała mi, że ciągnie nas do siebie. Ciekawe co on na to. Wiesz coś może? :) Ty byś mi pomógł, gdybyś tu był. Ciałem oczywiście, bo duchem wiem, że jesteś na pewno. Czuję to, czasem bardzo wyraźnie nawet. Gdybyś coś wiedział, daj znać ;)
          Tak, mam jutro dwa sprawdziany, jeden z anatomii, drugi z psychologii. Barwa dla mnie. Liczę, że oba będą proste. Więzadła i stawy jako tako mam opanowane bez uczenia, aby przypomnieć sobie w autobusie, raz przeczytać. A psychologia? Nigdy tego nie będę umiała. 19 stron kartek A4? Phi! Może coś z socjalnego będę jeszcze pamiętała;)

           Dzisiaj śpię w końcu sama! Sytuacja się na szczęście unormowała, jest jak na razie ok. Mam nadzieję, że będzie tak dużo dłużej niż dłużej. W końcu wyśpię się może na całym łóżku sama z własną kołdrą, a nie z mamą, jak to było wcześniej ;D 
           Codziennie mi się coś teraz śni od tego Przasnysza. Najczęściej występują tam ludzie z B.Ś. Praktycznie w większości z nich jest D. Zobaczymy co z tego będzie. Nie wiem, boję się. Boję.

Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, ale skoro do trzech razy sztuka... :)

niedziela, 4 listopada 2012

3. Niedzielna rozpusta

Drogi A.
        Jestem z siebie dumna, ale i zła zarazem. Wczoraj byłam w Rea. Wszystko fajnie, zespół bardzo fajny, ekipa z którą przyszłam była taka sama. Jeden tylko fakt, a raczej osobnik mnie zdenerwował. Tak. To N. Czy mogę go nazwać starą miłością? Z mojej strony raczej nie. Nie raczej, a na pewno nie. Dla mnie to był skończony rozdział, ale że nie lubię kończyć czegoś od tak i tracić kontaktu, to staram się uważać na swoje słowa, żeby drugiej osoby nie urazić i rozmawiać z nią. Tak jak w jego przypadku czy nawet D. To, co było 3 lata temu, nie wróci. Przynajmniej z mojej strony na pewno. Ale gdy dochodzi alkohol, człowiek staje się bardziej odważny, myśli, że dużo mu wolno jak było w jego przypadku. Dlaczego więc jestem z siebie dumna? Byłam w tym miejscu, ale nie podobało mi się za bardzo. Chciałam przyjść zobaczyć jak jest, byłam. Wystarczy. A dlaczego jestem zła? Bo dałam się ponieść w wir tańca z nim. może gdyby był D., to wszystko wyglądałoby o wiele inaczej. Nie musiałabym bawić się z N., a z D. Dobra, nie ważne. Czuję, że znowu mi wszystko wraca, a tak nie powinno być, prawda? Prawda. 
        Czeka mnie jutro dzień z pracownią i dwoma WF-ami. Nie wiem jak to zrobię, bo forma nie ta co kiedyś, ale nic się na to nie poradzi. Trzeba przeżyć co swoje i wierzyć, ze wszystko będzie dobrze:)           
        Dzisiaj? Nie wiem co mogę Ci jeszcze powiedzieć, a raczej napisać. Czuję, że czeka mnie ciężki tydzień, we wtorek raczej nie zagram w siatkę z Farmacją, bo nie nadaję się do tego. Wczorajsza gra upewniła mnie w tym tylko. Ale wiesz co mnie najbardziej zdziwiło? Te wygłupy przy tacie. Może nie wiadomo jak duże nie były, ale jednak. I, że ośmielił się ze mną rozmawiać. Tak, to było coś:) I oczywiście - dziękuję Ci za to. To Twoja sprawka! :*


Każdy dzień upewnia mnie, Pan w miłości wierny jest!

piątek, 2 listopada 2012

2. Zaduszkowa rzeczywistość

Drogi A.
           Tak, byliśmy dzisiaj u Ciebie z ks. R. Bardzo się przejął tym, że byłeś naszym kolegą, przyjacielem, bratem. Opowiadałam mu o pogrzebie, o tym co się stało, że Cię nie ma tu, z nami. Zrobiło się przykro, ale podziwiał nas (przynajmniej tak to wyczułam), że daliśmy radę wytrzymać tą rozłąkę z Tobą. Ustaliliśmy, że w ostatni piątek odprawimy msze za Ciebie. Zaprosimy Twoich rodziców, resztę rodziny, znajomych. Listopad jest takim jesienno-zimowym miesiącem. Zawsze, gdy słyszę jego nazwę, to myślę od razu o zmarłych. Dlatego uważam, ze to bardzo dobry pomysł na uczczenie Twojej pamięci. Tym bardziej, że to odprawimy my, Twoi kumple z B.Ś. Ale wiesz... Brakuje mi spotkań, na których jesteśmy całą grupą, na których są wszyscy bo chcą być, a nie są, bo muszą. Po prostu brakuje mi tych spotkań z ks. L., gdzie wszystko było idealne. Ks. R. trzeba uczyć wszystkiego, trzeba samemu nauczyć się z nim rozmawiać, a z ks. L.? Mimo tego, że z nim wszystko było spontaniczne, to było do ogarnięcia. Dało się załatwić, wymyślić, rozważyć. Tu tak łatwo nie ma. No, ale co mamy zrobić? Przecierpieć jakoś to musimy. Tym bardziej, że atmosfera w grupie zrobiła się zła. Chodzimy, bo tak przystoi, jesteśmy na tych spotkaniach, bo tego od nas oczekują, kiedy jest coś do zrobienia czy jakiś jest ustalony wyjazd, zabawa, jest dużo osób. Kiedy zaś nie ma jakiegoś ustalonego harmonogramu, nie przychodzimy. Mówię to też o sobie, bo czuje, że też tak mam. Może nie zawsze, ale mam. To jest złe, nie uważasz? Nie wiem, jak to zmienić, żeby inni przychodzili zawsze, nie tylko dla "pokazania się", że jest. Mam nadzieję, że pomożesz mi rozmyślić nad tym co zrobić, bo szczerze mówiąc ja nie mam pojęcia. 
          Wiesz, czasami uważam, że coś się zmienia z biegiem czasu. Nie zmienia się tylko uczucie. To najprawdziwsze, najszczersze, pierwsze. Ty dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie mam pojęcia co z tym fantem zrobić. Nie wiem czy próbować zapisać się na nowo w Jego sercu, czy dać szansę wskazówkom na zegarze. Czy poczekać, aż rozwiązanie samo przyjdzie, czy dopomóc trochę szczęściu. Co by było, gdyby to wszystko wróciło? Nie wiem. Na pewno bałabym się. Bałabym się, że będzie jak wtedy. Początek bardzo fajny, znamy się jak łyse konie. Środek? Środek też miał swoje mocne strony, szczególnie w Krakowie. Co z końcem? Końca tak na prawdę chyba nie ma. Może był, tylko ja go przeoczyłam? Może nie dałam mu szans wkraść się w moje życie i wreszcie zostawić to wszystko w potoczne "w pizdu"? Nie wiem i nie mam pojęcia co o tym myśleć. Wiem, że gdybym powiedziała o tym swoim przyjaciołom, zostałabym zrugana po całości. Miliony dialogów przeprowadzonych na ten temat, że to bez sensu, że będę się znowu męczyć, że będzie to samo. Czy tak by było, nie wiem. Wiem, że boję się miłości. Nie wiem co mi jeszcze w życiu życie przyniesie, ale jestem świadoma cierpienia. Gdyby jednak coś miało z tego wyjść, postawiałabym temu związkowi warunki. Najważniejsze to zaufanie i pewność, że inne osoby nie są w stanie zniszczyć tego, co sami zbudujemy. Być razem mimo wszystko i na przekór wszystkiemu. Gdyby okazało się , że jest ta chemia, to chciałabym mieć przyjaciół wspierających mnie w tej decyzji, niż mówiących, że to złe. By w razie potrzeby nie odwrócili się z tekstem rzuconym "a nie mówiłam/łem, a przytulili i nic nie mówili.Czasami milczenie jest najlepszym wyjściem w takiej sytuacji. Empatia. Tego oczekuję od swoich przyjaciół. Czasem to dostaję, lecz nie zbyt często.
            Nie wiem co o tym wszystkim myśleć A. Coraz częściej łapię się na tym, ze w pewnych kwestiach jestem bezradna, jak nigdy. Chciałbym pomóc, ale nie potrafię. Nie wiem jak. Z czasem każdy z nas się zmienia. Z czasem każdy dorośleje, rozumie pojęcie odpowiedzialności i stara się według niej postępować. Ja chce być odpowiedzialna za swoje czyny. Lecz, żeby do tego dorosnąć, muszę się jeszcze dużo nauczyć i dużo błędów popełnić, bo zrozumieć to słowo dogłębniej. Tak. Nie potrafię być jeszcze odpowiedzialna. Czuję się z tym źle, ale wiem, że przyjdzie czas, kiedy wezmę się w garść i powiem sobie, że czas zostać w końcu rozsądnym człowiekiem i brać swoje winy na siebie, a nie rozkładać je na obce barki. 


Odszedłeś ze świata, lecz w sercu pozostałeś.

czwartek, 1 listopada 2012

1. Początek wspomnień.

Drogi A.             
             Dziś Twoje święto. Może, nie jakieś nadzwyczajne, może to nie są imieniny, urodziny czy gwiazdka. Dziś jest Święto Wszystkich Zmarłych, więc Twoje również. Nie mogę zapomnieć o wszystkim co nas razem spotkało. Wszystkie wspólnie spędzone chwile, wszystkie dyskoteki, wypady z naszą kochaną grupą. Już zaczynam się rozklejać. Trudno jest wspominać to wszystko bez łez. Dlaczego tak nagle od nas odszedłeś? Dlaczego ja nie potrafiłam nic z tym zrobić? Dlaczego musiałam mieć to głupie przeczucie, że coś się stanie? Nie mogę, nie mogę sobie darować, że spotkało to właśnie Ciebie. Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Dostałam rano od J. SMS-a. Dokładnej treści nie pamiętam, wiem, że to było rano(ok. 9:00) 20 lipca. Napisała wtedy, że została ciocią. Jej siostra urodziła córkę K. Bardzo się ucieszyłam, byłam z nią wtedy bardzo związana. Lecz zdanie, jakie wtedy wypowiedziałam w podświadomości, zostanie mi na pewno na zawsze w głowie. "skoro jej urodziło się dziecko, ktoś będzie musiał umrzeć, by miała miejsce na tym świecie". Żałuję tych słów. Czuję się winna, że wykrakałam czyjąś śmierć. Tym bardziej, że to byłeś Ty. Dzięki Tobie, K. ma swoje miejsce na ziemi. 
              Nigdy nie sądziłam, że aż tak będzie mogło mi Ciebie brakować. Czasami budzę się rano z myślą, co da mi dzień, lecz wiem, ze to już nic z Tobą związane nie będzie. Jako 15-latek odszedłeś do Domu Pana. Mam nadzieję, ze opiekuje się Tobą równie dobrze, jak my tu na ziemi w czasie, kiedy byłeś z nami jeszcze. 
              Nie zapomnę widoku, kiedy będąc z D. chodziłeś z nami jako taka "przyzwoitka". Kiedy chcieliśmy się spotkać ukrywając nasze uczucia przed rodzicami, wołaliśmy Ciebie byś szedł z nami na spacer. A kiedy chcieliśmy zostać sami, odchodziłeś gdzieś i dawałeś nam swobodę. Jak np. wtedy, kiedy byłeś załamany, że Ona Cię nie kocha, że nie wyjdzie Ci z nią. Dobrze wiedzieliśmy z D., że nie będzie z tego miłości odwzajemnionej, ale staraliśmy się pocieszać Cię. Robiło się źle, kiedy zacząłeś z nami o tym rozmawiać, wtedy D. wkroczył do akcji. Powiedział, żebyś podszedł do drzewa i zdenerwował się na liście, pobił je. Byłeś na tyle nieogarniętym człowiekiem, ze zrobiłeś jak On powiedział. Tego widoku nigdy nie zapomnę:)
               Pamiętasz wszystkie dyskoteki? Każda z nas od Ciebie uciekała. Tylko ja się dawałam porwać to "koślawego" tańca z Tobą, bo (przyznasz mi pewnie rację z biegiem czasu) nie potrafiłeś tańczyć:) Kiedy mnie już nudziło ciągłe tańczenie z Tobą, bo nikt inny nie chciał, uciekałam do D. lub do dziewczyn by wtopić się z nimi w wir tańca, byle nie z Tobą:) Przepraszam Cię teraz za to.
              Nie wiem czy kiedykolwiek pozbieram się po tym, co się stało. Straciłam ważną osobę w swoim życiu. Żałuję i żałować będę, że dopiero po Twojej śmierci to zauważyłam. Jesteś na prawdę dla mnie kimś ważnym. I nie dlatego, że kiedyś łączyło mnie coś z Twoim bratem zza siatki. Nie przez to, że dzięki Tobie mogliśmy się spotykać. Nie dlatego tak myślę, że tak trzeba. Po prostu. Zrozumiałam to za późno. dużo za późno.
             Wiem, że jesteś zawsze blisko mnie. To Ty w razie potrzeby mieszasz mi szyki, dajesz mi znaki, bym uważała na siebie i innych. Wiem, ze to Ty sprawiasz, że mogę ciągle widywać się z D,. choć z nim nie jestem, czuję się wtedy szczęśliwa. Wiem, że próbujesz naprawić to, co między nami się skończyło. Wiem, ze zawsze mogę przyjść do Ciebie wyżalić się nad pustym pomnikiem. Wiem, ze mogę porozmawiać z Tobą zawsze i wszędzie, niezależnie od pory. Skąd to wszystko wiem? Przez to, co wokół mnie się dzieje. To naciskanie hamulca przed dachowaniem, to Twoja sprawka. chciałeś, żebym przyhamowała, żebym była ostrożniejsza. Dałeś mi znak. Nie posłuchałam się. Albo inny przykład. Kiedy wracałam od S. wiał zimny wiatr. Spojrzałam w niebo, było już dosyć późno, zawołałam cichutko do Gwiazdy, którą sobie obrałam za Ciebie, "zimno mi, zrób coś z tym". Nie minęła chwila, a ciepłe powietrze gładziło moją twarz. Pamiętam jak dziś, że szłam do domu z wielkim uśmiechem na twarzy, bo było mi ciepło i to dzięki Tobie. A to rozwiązanie z R.? Sama bym na to nie wpadła, a pomysł przyszedł, gdy byłam u Ciebie w odwiedzinach. A pamiętasz jak prosiłam Cię, byś zrobił coś, żeby O. z L. pogodziły się? Może nie tyle, że doszły do zgody z całowaniem się, przepraszaniem na kolanach itd. Prosiłam Cię wtedy, żebyś sprawił, że porozmawiają ze sobą, wszystko wyjaśnią sobie bez świadków. Jeszcze tego samego dnia była "konfrontacja". Dzięki Tobie. Wiem, że to ty starasz się łagodzić moje stosunki z D. Starasz się pomóc mi z problemami, jakie mam na co dzień. Współczuję, że musisz wszystko wysłuchiwać ze szczegółami, co się u mnie dzieje, jakie mam problemy i co mam zrobić. 
             Czuję Twoja bliskość, jak otulasz mnie czasem swoim ramieniem i szepczesz do ucha, że wszystko będzie dobrze, a później tak dobierasz scenariusz, że wszyscy są z niego zadowoleni. Jesteś częścią mnie, która nie umarła. Żyje w mojej pamięci. Jesteś ze mną i nigdy nie odejdziesz. Może i ciałem nie jesteś z nami, może pamięć o Tobie z czasem zanika, ale duchem byłeś, jesteś i będziesz na zawsze tu, na Ziemi, z nami. Jesteś dla mnie jak Brat. Nie rodzony, nie cioteczny, nie jako kumpel. Nie da się określić tego słowa. Jesteś dla mnie tak ważną osobą w życiu, że... no kurcze, nie ma takich słów, żeby to określić. Jesteś i już! 


Słońce zgasło, gdy dzień jeszcze trwał.